Pierwszy dzień okazał się sukcesem.
Wstałam o 6:30 nastawiłam jajo-war oraz wodę na kawę. Pierwszy raz piłam kawę z cukrem. Jeśli tak jest w diecie to się podporządkuje w pełni. Czułam, że to będzie ciężki dzień i był. Na 9tą poszłam do pracy i tylko odliczałam do godz. 12:00 żeby sobie zjeść II śniadanie. Jak już ta godzina wybiła cieszyłam się jak małe dziecko, że mogę zjeść 2 jajka na twardo z pomidorem, niestety bez szpinaku bo nie miałam go w domu. Zjadłam i nawet nawet zapchało to troszkę mój brzuszek. Wróciłam do pracy, robiłam wszystko wokół mnie byle nie stanąć w miejscu i nie myśleć o głodzie. W końcu wybiła też godzina 16-sta, upragniona i wyczekana chwila na obiad. A obiadek był pyszny, bo zabrałam ze sobą do pracy kotlecik upieczony na oliwie. Troszeczkę tłuszczyku nie zaszkodzi hihi. Oraz sałatę którą skropiłam cytryną. Zjadłam i przez 4 godz nie czułam głodu.Najgorsze było przede mną. Moment powrotu do domu gdzie wszystko kusi.
Wchodząc do kuchni zauważam chlebek- wypieczony przez mojego faceta, pięknie pachnie i apetycznie wygląda. Obok chlebka moje suche wafle ryżowe. Nawet zrezygnowałam z herbaty którą piłam każdego wieczoru. Otwierając lodówkę zauważam mnóstwo produktów których bym nie ruszyła gdybym nie była na diecie a teraz jak na niej jestem to nagle mam na nie ochotę.
Nie dałam się skusić i uważam dzień za udany.
Jutro nowy dzień, każdy dzień zbliża mnie do celu.